Yaro


pobłogosław Panie


uciec nie mogę przed samym sobą
strach jak paraliż jak złodziej 
skłócone myśli wędrują
przestrzenią między płatami mózgu
krawędzie komórek szarych szare od niepogody
 
woda w szklance ostygła jak ciepłe dłonie
w środku duszy coś się gnieździ usiąść nie może
niespokojny otumaniony bliski demencji 
skulony jak pies głodny niepowodzeń
wynurzam głowę na powierzchnię 
 
w zachwycie drobnych spraw załatwionych
wzruszam się do łez
deszcz moczy włosy choć nie jest ciepło tej nocy
objęty w obojętność okryty płaszczem chowam się od nienawiści
idę całkiem bokiem cieniem zmartwień
przemyślenia poukładały dni w puzzle
 
odchodząc każdego dnia w niepamięć 
zamykam serce na klucz 
dałem ci w zapasie kilka kropli szczęścia
strach nie da się oswoić 
pobłogosław Panie cierpienia każdej z chwil



https://truml.com


print