Slawrys


strefa niewiary (rozdział III - trzeci)


Rozdział III (trzeci)
 
chwila szczęścia to nie tylko słowo
to te kilka uczuć, gdy patrzysz
rozumiesz dlaczego tak serce zgłupiało
i dlaczego myślisz o niej, uśmiechając się ... ~Slawrys
 
              Na opak opowiadać historie da się; zwłaszcza gdy wszystko dzieje 
się w tym samym czasie. Gdy grupa przywódców sekt debatowała jak zniszczyć
uczucia i ludzkie życie; i to nie jedno; zderzyły się losy dwojga osób z różnych światów. 
Inne osoby też to zdarzenie komentowały. 
             Dwie dziewczyny przyglądały się czterem innym, te śmiały się do rozpuku. 
Ale to wyglądało! ale miał minę! komentowały zderzenie swojej koleżanki z nim-obcym;
ubaw miały niezły. Niedaleko stało kilku młodzików i komentowali już bez śmiechu; 
my chcemy je podejść jakoś i zaczepić, a one na takiego polują! same!. Miny ich kwaśne
od buraka do cytryny, nic innego nie mówiły ... tego rywala trzeba się pozbyć. 
             Dni mijały i wszyscy się zastanawiali. Pytały ją koleżanki: i co teraz zrobisz?
Przecież nie spytałaś nawet o imię ani skąd jest. Kto to? niby mówił, ale nie wiadomo 
czy prawdę, może trzeba go sprawdzić! 
             On też się zastanawiał; to nie był jego teren i zadrze znowu z pociotkami. 
Już odczuł pierwsze ciosy po odmowie sutenerowi-sponsorowi, ryzykować następne? 
Ale i szybko i inni się go pytali; podszedł do niego ni stąd ni z owąd syn kacyka i pyta;
spotkasz się z nią?   pojedziesz? nie wiem; odpowiadał; a oni pytali. Nie wiem, wciąż
odpowiadał, nawet imienia nie znam 
 
              ... i stał się ten dzień, kolejny przypadkowy w ramach za-wczesnej jesieni.
Ta sama pora i miejsce zderzenia, on już bez książki i ona też; on stał trzymając
coś za plecami. Ona stała z koleżankami ulice dalej, pchnęła jedną z nich: idź sprawdź
czy jest? Obserwowały je te same dwie dziewczyny.  
- jest! .. ryknęła ze śmiechu wracając ... jest! ... śmiała się ... i co teraz? 
- no dobra idę! ... złapała oddech i ruszyła w jego kierunku ... odwróciła się jeszcze 
- a jak wyglądam? perfekcja? wszystko jest ok? ... jeszcze spytała koleżanki
- jest super ... śmiały się ... no idź już, idź ... poganiały ją
A ona szła, pewnym krokiem jakby to nie był pierwszy jej taki spotkany obcy. On
udawał że nie widzi że nadchodzi. Gdy była już całkiem blisko odwrócił się i podał
kwiat
- to dla Ciebie! proszę! .. uśmiechnął się, choć serce mu waliło i ta obawa; czy go 
 wyśmieje i jak się zachowa? czy ucieszy? czy pozna? ... ryzykował i czekał na reakcje
- o! to Ty? .. udawała zaskoczoną ... a jednak przyszedłeś! ... uśmiechnęła się ... no ale
 uszy się nie wietrzy tylko myje, ten kwiatek? ... ironicznie spojrzała na trzymany 
 w dłoni ... przecież mówiłam: Jestem róża! ... dźwięcznie się roześmiała
- przepraszam, nie chciałem być kolejnym co chce tylko zerwać najpiękniejszą różę i 
  skaleczony na jej kolcu opiewać rany .... uśmiech dorzucił mówiąc ... dlatego taka 
  skromna frezja, piękna i może choć w pamięci zapisze się inaczej ... dla kontrastu
  z jej śmiechem on wypowiadał z powagą słowa
- to przyjmuje w takim razie ... mówiąc to rzuciła spojrzeniem spod rzęs, takim co 
  twardzielom udowadnia że przełknąć ślinę to wysiłek, i jeszcze dorzuciła
  uśmiech zarysowany tylko pod jednym policzkiem, taki ukryty w kąciku ust. 
 
                Od tej chwili udawało się im uświęcić jeden dzień w tygodniu, ona jako 
róża przyjmowała frezje i mogli nadawać kilku chwilom sens, taki jesienny o zabarwieniu
wiosennego zrywu serc. 
               Tydzień wcześniej na trwającym spotkaniu inaczej planowali. Humanic jeszcze 
trzymał się za głowę i powtarzał:
- was porypało! wam już całkiem z tych dogmatów mózgi pozżerało! przecież
  to nie średniowiecze, "świadek Jezusa"? ... wciąż przeżywał szok 
- no i mówiłem że nas nie zrozumie! ... skrzywił się Aa ... tu w tej okolicy 
  średniowiecze dopiero w chodzi w fazę rozkwitu ... szyderczo spojrzał na niego ... a ty 
 skąd Humanic? my tu w każdym mieście mamy co kilkanaście lat jakiegoś "jezusa"! 
Tu jest inny świat ... szydził 
- dajcie spokój, i tak nie ma sensu go wtajemniczać, ignorujmy go i jego zdanie ... mówiąc
  to Ka machnął ręką 
- ale on jeszcze nic takiego nie zrobił złego? a już skazany? ... Humanic brnął w temat
- nie zrobił? ... parsknął Ka ... po to jest trans hipnotyczny że zrobi wszystko i więcej; 
   wrobimy go w gwałt zbiorowy i śmiertelne pobicie i odbije miejscowemu narzeczoną! 
   zobaczysz nikt nie kiwnie palcem!  ... szydził wprost w mu w twarz  
- ok! ja tu nie pasuje. nie będę brał w tym udziału ... Humanic wstał i machnął 
   z rezygnacją ręką; nie żegnając się z nikim wyszedł
- no i po co przy nim mówiliście, przecież odszuka naszego "ofiarnego kozła" ... parsknął
  śmiechem Be; wiedział, szykuje się heca z ludzi  
- i o to chodzi ... tajemniczo i poważnie powiedział Ka ... nawet mu musimy pomóc 
   go odnaleźć. Powinien mu wszystko opowiedzieć ... uśmiechał się tajemniczo 
- i co nam to da? przecież będziemy jeszcze musieli wtajemniczyć tych z Bud i Ami; a to
   może być ryzykowne? ... zdziwiony pytał Fu 
- a tam! zaraz wtajemniczać! ... prychnął Ka ... tymi z Bud się posłużymy i wrobimy, 
   a w sumie to tym Ami musimy utrzeć nosa ... intrygującym tonem mówił .... bezczelnie
  jeżdżą pod nasza centralna wiochę i nauczają naszych interpretacji ksiąg ... znów
 prychnął Ka 
- a to bezczelne gady ... śmiał się Aa i nie tylko on; pozostali mu wtórowali. Znali sektę
   Kat i wiedzieli, że misje i nauczanie to i owszem, ale to oni innych a nie odwrotnie.
   Faktycznie to zakrawało na kabaret Ami nauczający Kat.  
- na szczęście mamy nadgorliwego Dziekannika niedoszłego; chce się tym zająć
  i przysłużyć ... już z ulgą mówił Ka ... zwalimy na niego całą intrygę i przygotowanie 
  pechowca ... patrzył już z spokojem na rozmówców 
- no dobra ... Fu podniósł głos ... ale musimy po-uzgadniać z naszymi wtyczkami 
  w terenie co bądź i dlaczego i na jakich warunkach! moim zdaniem musimy 
  się spotkać za tydzień jeszcze! 
- my też! ... dodał Ce, wszyscy spojrzeli przytakując na Ka 
- ok! jak chcecie! to tu też za tydzień ... uśmiechnął się Ka, umawiamy się jak na 
 randkę młodzi; śmiał się w myślach   
 
 
i już pierwsze liście upadały
tak bez niepotrzebnego rozgłosu
nie dlatego że chciały, zwyczajnie 
miały upiększyć kilka uczuć ... Slawrys 



https://truml.com


print