Yaro


w góry


smutny dzień szary byle jaki
spakowany wyruszam w góry
z synem wiele wspólnego mamy
kilka szczytów przed nami
 
długa męcząca droga strome ściany
nigdy się nie poddam czas zlizuje rany
płacz na kolanach u mamy
napędza nas siła duch wyobraźni
 
kapliczka pasuje się pokłonić
świerki sosny gęsto skrywają nieodkryte
tajemnica serca w dłoniach
nikt nas nie pokona
 
wieje halny nieprzyjemny ciepły
tym na dole dam wspomnień mnóstwo 
skrępowany przytłoczony idę
szary wilk przed nami



https://truml.com


print