Marek Tykwa


Hydraulik


Wezwaliśmy hydraulika, bo się rura zapchała. Rozstawił narzędzia w pośpiechu skarżąc się na korki i zaczął odkręcać kolanka. Poprosił o śniadanie, powiedziałem mu, że jeszcze nie zasłużył. Zrobił dziwną minę, no pewnie, obraź się najlepiej, mówię do niego. Pełno przed tobą było takich, co się najadali, a niczego nie zrobili, rozkładali później ręce z pełnymi brzuchami, że nic nie poradzą, bo nie mają odpowiednich narzędzi, albo fachowej wiedzy i odchodzili. Temu też przez dłuższy czas nie szło, nawet sprężyną, bo widziałem po jego minie i bordowej twarzy, że jest wściekły. Chyba mu nadepnąłem na ambicję tym wcześniejszym stwierdzeniem, bo w końcu z tej bezradności rozebrał się do naga, nasmarował jakimś szlamem, czy śluzem w kolorze rury i wślizgnął się do niej elastycznie, jakby do skóry węża, która połknęła go w całości. Nie dowierzaliśmy przez chwilę w to co widzieliśmy, ale może dorabia w cyrku, jak wróci to go spytamy. Pojechał w dół kilka metrów i przepychał rurę obracając sobą jak tylko się dało. Zajęliśmy się własną robotą, a on swoją. Po jakimś czasie krzyknął, żeby puścić wodę to się zobaczy, tylko wolno. Tego wolno niestety nie usłyszeliśmy, więc jak chlusnęło z całej siły z tego kranu to porwało nam bidulkę dobre pięć pięter w dół. Spłukało z niego cały ten szlam poślizgowy co miał na sobie i się zaklinował. Liną próbowaliśmy go wciągnąć i nawet olej słonecznikowy na niego wylaliśmy, żeby dostał z powrotem poślizgu, ale nie pomogło. Siedział taki zaklinowany i opowiadał kawały, a my się śmialiśmy. Wrzucaliśmy mu różne kotlety w tą rurę, żeby nie był głodny, albo zupę. Pytaliśmy tylko wcześniej co lubi, a on odpowiadał różnie, to jajecznicę, to żurek, a my to mu dawaliśmy. Wybrzydzał jakby przeczuwał, że może to być jego ostatni posiłek. Otwierał buzię, a jedzenie samo wpadało z góry przez rurę do gardła. Wezwani na tą okoliczność strażacy usiłowali kilofami dostać się w to miejsce, gdzie się zaklinował nasz hydraulik, ale bezskutecznie. Zbrojony trzydziestocentymetrowy beton nie chciał się poddać. Po jakimś czasie okazało się jednak, że po mimo starań nie udało się uratować tego hydraulika i poczułem smutek. Taki sam jak wtedy co terroryści zburzyli te dwie wieże, albo jak nie dostałem biletu na Torwar na U2. A to wszystko stało się tylko dlatego, że nie odkręciliśmy odpowiedniego strumienia wody, który spłukał szlam z ciała hydraulika powodując zaklinowanie. Dzień niby zdaje się jak co dzień, wychodzisz z domu i jedziesz do pracy, aby spełnić obowiązek, dzięki któremu jak wrócisz to masz za co poleżeć w wannie i zjeść posiłek. No chyba że zbyt wcześnie będziesz chciał spłukać z siebie szlam pracy, do której chodzisz, albo ktoś za ciebie to zrobi. Naprawdę nie ma co popadać w rutynę, bo z wodą naprawdę nie ma żartów, ostatnio taki mi przyszedł wielki rachunek, że normalnie chyba przestanę się w ogóle myć.



https://truml.com


print