Marek Tykwa


Pesymizm


Z każdym następnym krokiem terapii rokująco gubię cząstki swojego pesymizmu, i jak trędowaty członki zostawiam je gdzie popadnie na pastwę poprawy. Ci, co są ze mną na terapii bez mojej wiedzy zbierają je i wrzucają do mojego otwartego plecaka z powrotem, nie dając szansy opuszczenia grona wariatów. Ten obok mnie, co najwięcej wypełniał mój plecak pesymizmem jest egoistą i próbuje się wyrwać przede mną z sideł terapeuty zajmując go swoimi żałosnymi opowieściami. Przez jego małostkową zazdrość i gadatliwość nie mogę się cieszyć swoim optymizmem, blokuje mnie. Z opuszczanej godności powoli przechodzę w czołganie i jak to zazwyczaj w depresji bywa czekam na odpowiedni nastrój, żeby znów spróbować. Kaftan jest zbyt ciasny aby zastanowić się na spokojnie, czy w ogóle została jeszcze jakaś moja cząstka we mnie, czy wszystkie już zgubiłem. Nie mogę ufać nikomu. Terapeuta jest zbyt cwany, zna się na gierkach. W plecaku kotłują się wszystkie pozbierane wcześniej członki i te, które należą do depresyjnych próbują zmienić się w natchnienia. Jednak tabletki są zbyt silne, żebym mógł teraz uciec. Na dodatek mój plecak został zasunięty suwakiem terapeuty i cała pewność siebie pozostała w środku. Czuję się jak chleb, który pomimo swojego wyjątkowego smaku jednak nie wszystkim smakuje i ląduje w śmietniku, gdzie przecież nie jest jego miejsce, a raczej tych którzy to zrobili.



https://truml.com


print