Marek Tykwa


Najnieszczęśliwszy człowiek miesiąca


Najnieszczęśliwszy człowiek miesiąca nie był przystojny, wyglądał raczej jak przynęta w sklepie wędkarskim, a mimo to trzymał klasę. Pracował w budce z sorbetami przy molo w Sopocie i zachęcał wszystkich do spróbowania w te upalne dni sierpnia. Nie miał ukończonej szkoły, a jak nikt w tej branży potrafił przekonać próbujących, że właśnie znaleźli wymarzony smak dla siebie. Z dnia na dzień sława tego sprzedawcy rozeszła się echem po całym wybrzeżu. W południe kolejki osiągały długość dwustu metrów. Każdy chciał się schłodzić owym przysmakiem. A ten kto raz spróbował wpadał w sorbetowy nałóg. Zyski małej firmy, która dopiero co zaczynała być na rynku nagle osiągnęły niewyobrażalne wyżyny. Biznesmeni konkurencji zachodzili w głowę z zazdrości jak to możliwe. Budka była przecież bardzo mała, blaszana, z obdartą farbą i najzwyklejsza w świecie. Nawet sanepid nie widział w niej nic ciekawego, żeby tam zajrzeć po swoją łapówkę. Oprócz uśmiechu najnieszczęśliwszego człowieka miesiąca była w niej tylko zamrażarka z sorbetami. Od rana do wieczora tylko sprzedawał i się uśmiechał. Nie jadł i nie pił, przynajmniej nikt nie widział. Nigdzie nie wychodził, nawet na siku, czy coś grubszego. Ludzie po pewnym czasie zaczęli się zastanawiać dlaczego nie robi sobie żadnej przerwy w taki upał. A dochodzi jeszcze dodatkowe pytanie, w jaki sposób dowożą sorbety? Kolejka przecież utrzymuje się cały dzień, a mimo to nigdy ich nie brakuje. W kolejce stali nawet tacy, którzy lubili przesiadywać na plaży w nocy. I oni także twierdzili, że najnieszczęśliwszy człowiek miesiąca nie wychodzi stamtąd w ogóle. Że siedzi tam dzień i noc. Że nawet nie śpi, ani nie je. Że te sorbety naprawdę muszą być nadzwyczajne skoro dostarczają mu tyle energii. - A może jest przybyszem z kosmosu? - ktoś stwierdził, ale nikt nie uwierzył. W końcu kolejka osiągnęła już tak niewyobrażalną długość, że turyści musieli wysiadać miejscowość wcześniej, żeby w niej stanąć. Cała turystyka przez to stanęła, ludzie masowo zwalniali się z pracy, aby jak pamiętne dzieci kwiaty w sześćdziesiątym dziewiątym udać się w to miejsce. Wszyscy byli przyjaźnie nastawieni do siebie nawzajem, jedli sobie z rąk owy smakołyk, kochali się na trawnikach zlizując z siebie sorbety. Nawet w wiadomościach zaczęli o tym mówić. Prezydent nawet ogłosił orędzie i apelował do narodu, że nie tylko samymi sorbetami żyje człowiek i żeby się opamiętać. Najnieszczęśliwszy człowiek miesiąca jeszcze nie wiedział, że nim zostanie dopóki nie zdał sobie wreszcie z tego sprawy. Przez cały miesiąc sprzedawał pyszne sorbety. Dziewczyny piękne jak marzenie uśmiechały się do niego, a mimo to żadna nie chciała się z nim umówić na randkę. On jeden wiedział, że nawet natychmiast rzuciłby to wszystko w cholerę gdyby jakaś niewiasta puściła do niego oko. A tak musi tu tkwić w ten skwar. Jak mówią kto nie ma szczęścia w miłości ten ma w czymś innym.



https://truml.com


print