Marek Tykwa


Arab z opowiadania


 - Czy ja mogę tutaj usiąść - zapytała, a jej głos był drewniany jak cała jej sylwetka. Wpuściłem ją niechętnie i się odsunąłem. Wierciła się strasznie jakby usiadła na kolczatce, a po chwili zapytała czy bym się z nią miejscami nie zamienił. Odparłem że nie i żeby mi nie przeszkadzała, bo czytam. Cały wątek mi wypadł z głowy i znowu będę musiał zacząć od nowa. Kartka po kartce aż zrozumiem dlaczego ten arab z opowiadania był dla niej okrutny. I gdy już prawie dotarłem tam, gdzie poprzednio przerwałem ona znowu o coś zapytała i wybuchłem wewnętrznie. Chciała wyjść, a ja specjalnie jej nie przepuściłem i pojechała przystanek dalej. Zaczęła krzyczeć, że jestem źle wychowany i że jestem do tego rasistą. I wtedy dopiero zauważyłem, że ona jest jakąś cyganką czy kimś w podobie przybrudzonym. Wcześniej tego nie widziałem, no bo i po co? A mówiąc dlaczego to już w ogóle nie wiem. Zresztą nie ważne. Jak czytam książkę to nie mam zwyczaju dyndać głową na prawo i lewo w pogoni za wzrokową sensacją. Tak robią inni, nie ja. Patrzcie jaka wrażliwa. Podróba meksykanki. A jakie ma dzioby na twarzy. Jak by ją z procy karmili. Że niby ja rasistą? Wiele rzeczy mi można zarzucić, ale to? To było najgłupsze stwierdzenie jakie usłyszałem tego dnia. Chociaż się dopiero dzień zaczął. Tak jakby powiedzieć o bakłażanie że jest debilem albo żyrandolu że ma syfiaste życie. Czysty cygański surrealizm. Kierowca chyba wziął moją stronę, bo drzwi nawet nie chciał jej otworzyć z przodu, bo zimno i odwrócił wzrok. Musiała lecieć do drugich strasznie wściekła. Porażające. Zagłębiłem się w lekturze. Arab nie dawał mi spokoju, a raczej spokoju swojej trzeciej żony, którą chciał wymienić z sąsiadem na krowę. No cóż, życie.



https://truml.com


print