Slawrys


ruletka kacyków! projekt deja vu! (rozdział siódmy)


Rozdział VII 
 
        Wracałem do stolika, obserwując reakcje widzów i rozmówczyni. Widać udawane
niezainteresowanie; choć to oni czekali w napięciu jak się zachowam. 
- o pech! zobacz spadło niechcący; trzeba podnieść, szkoda żeby się zmarnowało! ... udawała
  że się nic nie stało takiego i dorzuciła uśmiech 
- nie trzeba! aż tak się nie zmarnowało; to był dar serca, ja się zachowałem kulturalnie 
  i zgodnie z prawdą; za to otrzymałem ten deser ... roześmiałem się w tym momencie ... a skoro 
spadł niechcący na ziemie to znak że nie mi pisany a jakimś zwierzątkom! .. szukałem jeszcze 
ciekawego spożytkowania odpadów żywnościowych i dodałem ... na pewno w kuchni mają 
oddzielny pojemnik na odpady żywnościowe i można to przeznaczyć na kompost .. uśmiech 
teraz ja sprzedałem 
- tak! .. nie w smak jej była moja odpowiedź i zachowanie. 
Czyżby oczekiwała innego zachowania? no to trudno. Podałem jeszcze kelnerce jako 
nie nadające się do spożycia, bo upadło na ziemie. Przypomniało mi się w tym momencie 
jak często w czasach biedy, kacyki i bogaci lubili rzucać jedzenie na ziemie jako 
formę upokorzenia i poniżenia; zostawiając dla niższych stanów społecznych. 
Biedny, głodny kilka razy w życiu przekonałem się o tym i zaraz skojarzyłem o co jej chodziło.
Wspomnienia, kryzys lat 80-tych, głód, strach, ciągłe upokorzenie ... śmierć Taty i rywalizacja z mendami. 
Prawo sponsora - chcesz należeć do grupy i społeczeństwa to musisz albo się dorzucić
pieniędzmi albo wykonać rozkaz sponsora (najczęściej coś upokarzającego). 
- o czym myślisz? .. spytała 
- wspomnienia! w latach 80-tych był straszny kryzys, bieda, jako półsierota nie miałem szans
  ekonomicznych. Po wiochach rządziły bogate sekty i organizacje przestępcze; jak się 
nie podporządkowałeś hierarchii i ich zasadom to cię odrzucali społecznie. Prawo sponsora
było w tamtych czasach brutalne i skuteczne; eliminowało ludzi i dusiło w zarodku. 
- opowiedz coś o tym? .. ciągnęła 
- w tamtym regionie jest sieć ”uzdrowisk”, wiocha K. i G. były zalążkiem prostytucji i prawa
  sponsora i handlu narkotykami. Bawili się i żyli tylko ci co ulegli ich prowokacjom i szantażowi. 
  Odmówiłeś alfonsowi to miałeś przechlapane. Zostawało pobocze i praca fizyczna i zagryzanie
  zębów bo życie nie dla sierot. 
- to jak żyłeś? ..ironizowała
- nie żyłem; sieroty wegetują; nie chodziłem na imprezy, dorabiałem czasem na wagonach 
  czy po budowach jako pomocnik. To na przetrwanie było. Ale i upokorzenie było. 
   Zawsze szydzili i pytali: a kim jest twój ojciec? i się śmiali. Tam to była podstawa układów
  społecznych, koneksje rodzinne. Ja ich nie miałem, dlatego ta misja religijna i wystawienie
  handlarzom narkotykami i ludźmi. Jeden z alfonsów-bossów wprost szydził że robią usługi 
  dla urzędników i ja będę zapłatą i tak mam uszkodzone kręgi, to mnie nie szkoda .. mówiąc
  to przypominałem sobie tamtych z sekty co jeździli w ten region i szykowali to szyderstwo 
   ze mnie i postanowiłem coś sprawdzić ... masz pozdrowienia od Marii K. jeździła tu na delegacje przed lat ... ironizowałem, blefowałem i czekałem na reakcje 
- jaka Maria? nie znam żadnej ... zaprzeczała tylko ustami .. opowiedz mi o niej?
- była tu kilka lat w ramach sekty i próby czasu ponad trzy lata; kazała was pozdrowić to 
  pozdrawiam .. dodałem od niechcenia i przeprosiłem bo muszę do toalety, uszkodzone kręgi,
 stres, i posiłek i niestety. Wstałem i ruszyłem. 
     Wracałem a już przy stoliku coś się działo, kacyk stał niedaleko naszego stolika i z nią 
rozmawiał; na mój widok, podniósł głos i udał zdenerwowanego i obrażonego. Gdy byłem 
już blisko od razu do mnie wypalił słowami w moim ojczystym z jego akcentem.
- Twoja kobieta mnie obraża, żądam przeprosin i satysfakcji ... mówiąc to wyraźnie szykował 
się na konfrontacje. 
  Zaraz się przypomniało mi  kilka potyczek z kacykami z młodości. Atakowali zawsze 
pierwsi nie uprzedzając i bez zdania racji. Tak by osłabić przeciwnika i potem tylko dokopać.
No to od razu spojrzałem na jego ochroniarza i by mu umożliwić ich ulubiony jeden z ciosów, 
starałem się idąc do niego odpowiednio stanąć. 
Ten od razu ruszył ręką zgodnie z tradycja i szkołą kopania słabszych. Pomimo inwalidztwa
bez problemu już wcześniej tak stawiałem nogi by korpusem zrobić unik, a jego ręka 
wylądowała pod moim łokciem. Wystarczyło przytrzymać i .... tylko rzut okiem, oparł ciężar 
na jednej nodze; kopnięcie w okolice kolana wystarczyło. Gdy poczułem szarpnięcie gdy jego
ręka szukała oparcia a ciało bezwładnie upadało. Wystarczyło puścić i delikwent układał się 
grzecznie między stolikami, a ja zrobiłem dwa kroki w bok by między mną a jego obstawa 
znalazło się krzesło. Tak jak się spodziewałem, była gotowa do akcji i wyszkolona. Mogłem 
liczyć na łut szczęścia i się przytrafił. Zbyt energiczne ruszenie i potknęła się na krześle. 
Rzadki traf; fajne, bitne laski lecą na takich jak ja, wow. Poczułem się przez chwilę dumnie, ale i 
analizowałem sytuacje. Szkoda jej było, jak upadnie to tak niefortunnie że się połamie i tylko
krzywdy narobi. Wszędzie pełno kantów przy stolikach i krzesłach. 
Postanowiłem jej pomóc, złapać ją wpół i odrzucić lekko w górę tak by 
upadając mogła stanąć na nogi między stolikami. Sekundy nie trwają wiecznie, to i rekcja
musi być szybka. Jedną ręką wsunąłem pod jej ramię by jej ciało złapało oparcie. Drugą 
skierowałem do jej bioder by pchnąć ją w odpowiednim kierunku.
Znów przebiegła jeszcze myśl, ciekawe jakie ma pośladki? jędrne? ciepłe. 
Moja dłoń tam była ... i ... i ... i ..
co z tego. Poczułem coś zimnego w dłoni, kształt i reszta stawiały sprawę jasno, nie ma czasu
na przyjemności. Trzeba korzystać z okazji i walczyć. Pchnąłem ją zgodnie z planem, pozostawiając 
sobie w dłoni kolta - nie ta przyjemność, ale satysfakcja jest. Los się uśmiechnął.
Tak jak przewidziałem; bodygardka z wielką klasą lądowała na dwóch nogach gotowa
do dalszej walki a i kacyk już się podnosił z miną? określiłbym to zabił by mnie wzrokiem i 
słowem i to jednym. Ubiegłem ich oboje:
- stop! spokój! bo strzelam .. wykrzyknąłem mierzących w nich
  Cisza, tysiące myśli co teraz! dlaczego nie ma policji? co tu jest grane? przypomniało 
 mi się jak tamci się chwalili że oni nie interweniują w sekty rozgrywkach. Czyli są, ale im 
  nie wolno do nich podchodzić. Przypomniało mi się o kacykach: satysfakcja, ryzyko 
  oni to uwielbiają. Momentalnie powiedziałem
- ok! chcesz satysfakcji? to chce waszą ruletkę kacyków! ja przystawiam kolta z jednym 
nabojem do skroni; Twoja liczy do trzech i naciskam spust .. albo ja ponoszę karę i umieram
honorowo .. albo ty honorowo się zachowujesz i przepraszasz kobietę co jest ze mną i ludzi 
za te aferę. 
- nie zrobisz tego! .. ryknął śmiechem, jego gniew i chęć walki ze mną zamieniała się 
  w twarz pełną adrenaliny i ciekawości, czy faktycznie to zrobię
- dojesz słowo honoru? .. stawiałem ostro pytanie
- dobra, daje ... zrób to .. stawał się niesamowicie pewny siebie .. ale jak wymiękniesz 
 i nie naciśniesz spustu .. to i ona  i ty jesteście moi! .. jeszcze szyderczo dorzucił 
- dobrze .. tu ja się uśmiechnąłem .. niedoczekanie Twoje, pomyślałem! 
     Z spokojem wyciągnąłem z bębenka naboje zostawiając jeden. Pokazałem to i jemu i jej 
i ze spokojem przygotowałem się. Jeszcze przeżegnałem się (odruchowo lewą ręką, pewnie
i tak nikt nie zauważy, a ja tylko pomyślałem o Jezusie i przeprosiłem w myśli) i powiedziałem 
do jego bodygardki:
- licz! do trzech! .. starałem się słowu nadać łagodny spokojny ton 
Spojrzeli na siebie jeszcze, potem na mnie i ... Usłyszałem: 
- jeden 
- dwa
..... cdn ...



https://truml.com


print