Kasiaballou vel Taki Tytoń


YesTaka 7 - Zygmunt skruszy błękity zabije czerwienią /cz.1/


Na początku było założenie 
nietrzymania nogi na drugiej. Zbyt przekrwione uda 
pozbawione żylaków. Na łydkach na mózgu 
na słowach. Opierałeś skronie o pewność 
ukrzyżowania. Uświęcając namaszczałeś 
Arturze i poświęciłeś. Pozostała pieczęć i chęci 
domykania rozognionej kipieli. Nie tobie studzić 
i popadać w zachwyt. Wypluj tę pieczeń 
znad karuzeli karmazynowych języków. Napawaj się 
zapachem. Jeszcze 
 
wina! Pończochy w prążki niczym floresy na zebrze. Zakłamują odległość 
zwodzą oczopląsem bujają okrągłym blatem. Wiem Arturze jak byłoby 
i o ile lżej gdybym pozwoliła skopiować Edypa. Nie pozwalam 
na sprzeniewierzenie przytulam twój miecz do sparowanego czoła. Okładam 
koci mięsień kochanka płatkami jaśminu. Wciąż pachniesz 
kosztelą rozdarowywaną wygłodniałym afroHelenom. Tyle 
uskrzydlonych i pustych w łonach. Chwytają się 
 
za warkocze gubiąc kierpce pozbywają miąższu. Spływa soczystą strużką 
po zasiniałych kostkach. A przecież krew podobna 
w spokrewnionych dziurkach u nich pokorniejsza głupsza. Ciszej tam 
nad rozchylonymi Graalami. Płaczę 
nad ich złością co krasie nie służy. Usługując 
wcześniej zrzuciłam trzewiki zdjęłam ze ściany drewniane zwierciadło. Jest w splocie 
ponad gagami. Rozkoszny Arturze skąpany w rumieńcach 
stoicko przełykam po ostatnie wypieki. Stoją Heleny w znakach 
zapytane pod haftowaną chorągwią stroją się we wrzaski. W górę! Ponad góry! Cisną się 
kamyki do dłoni a pogarda oblizuje wargi. Nie ma wiary 
dla taniej koronki u zubożałych podszewek. Chuj z cepelią kutas 
na cekinach. Nie ocieraj się. Na twarzy niewiele a pod kurzem 
niedostrzegalne spąsowienie. Moje ci ono podarowane 
rycerską pięścią kiedy odbierałam wstążkę niebieską tasiemkę 
spod nadgarstka. 
 



https://truml.com


print