Slawrys


Szyderstwo - kij zawsze z dwoma końcami.


Nawet nie myślałem nigdy jak trudno rywalizować jako 
niepełnosprawny. Uszkodzone kręgi to tylko pretekst
dla stada do intryg. Potykam się co raz i upadam niżej.
Ale patrze czasem w piękną postać; ślepa miłość; i łudzę się 
może kiedyś usłyszę dobre słowo. 
Odwracając się, skierowała słowa do mnie, szybko 
wróciłem na ziemie.
-uzgodniłam z znajomi jedziemy z dziećmi do Zakopanego
 wyjdziemy na Morskie Oko .. powiedziała to zgodnie 
  z tonem jaki obowiązywał w jej sekcie wobec łobcych
- przecież nie mamy pieniędzy ... a dzieci za małe na taką
wspinaczkę; to kilka kilometrów pod górę .. starałem się 
zawsze tłumaczyć w sposób logiczny. Nigdy nie skutkowało.


          Na drugi dzień staliśmy już przed wyzwaniem. Droga 
wymagała patrzenia pod nogi i w sumienie. Pętla 
szyderstwa zaciskała się na mnie z każdym krokiem.
- po co ci ten parasol? - spytałem jej pobratymca, trzymał 

 w rękach, potężny parasol z zestawu ogrodowego.
- a tak! biorę na wszelki wypadek - ironicznie uśmiechając 
  się, patrzył na mnie i na ludzi z boku.
- będzie ubaw - szyderczo syknęła ona.
- Tato, Tato - zniecierpliwione głosy moich skarbów niosło -
  no idziemy już, idziemy .. chodź 
  Roześmiałem się z radością, to jedyne istoty jakie jeszcze 
nie rozumieją co to zmęczenie i uczucia, i potrafią wyzwolić
w człowieku najpiękniejsze uczucia i myśli.
- dobrze chodźmy - mówiąc wziąłem je za ręce, ruszyliśmy 
 pod górę. 
   Nie trzeba jednak wiele by kochające dzieci doceniły 
istnienie Taty. 
- Tato, bolą mnie nóżki - kierując na mnie słodkie oczęta 
    wyszeptała jedna z córek.
- No tak - uśmiechając się, dodałem - chodź wezmę cie i  
posadzę na ramiona, trochę odpoczniesz, ale obiecaj 
za chwile idziesz znów sama 
- dobrze - czule mówiła ... 
I jak tu nie kochać takich szkrabów; już siedziała usatysfakcjonowana. 
Uśmiech tylko wkoło sprzedawała. Ale już  po chwili było ciekawiej.
Druga córka zrozumiała co to równouprawnienie.
- Tato - poczułem lekkie pociąganie za rękę ..- bardzo mnie 
nóżki bolą. 
- rozumie; ale musisz poczekać .. będziecie na zmianę odpoczywać 
siedząc u mnie ramionach .. ale musicie i trochę iść samemu; - starałem
się wytłumaczyć i udobruchać 
Nawet udało się. Szybko zorganizowałem rotacyjny system wykorzystania
dla nich transportu. Nawet nie zwracałem uwagi na otoczenie a działo się.
Ona i jej ekipa, zaczynali swoją grę ..
-ale co z tym parasolem - wściekła ona, zaczęła fuczeć - brat nie może 
go nieść, ty masz go nieść - prawie warczała 
- nie dam rady, dzieci już niosę; niech postawi przy drodze - takiego 
gadżetu nikt nie weźmie wam .. odpaliłem 
Opuścili głowy obydwoje i szli niosąc ten parasol ogrodowy.
Wynajęci z sekty, zaczepiali zgodnie z poleceniem i nabijali się z niosącego
parasol (przecież to ja miałem go nieść); a ja dzięki córkom 
otrzymałem chwile nieuwagi. 
Doszliśmy na szczyt no i się zaczęło
- ale ci się udało, to Ty miałeś go nieść - warczała i syczała - jeszcze
i tak cie wyszydzimy - dodała 
Droga powrotna była milczącym potwierdzeniem tego co rozum
wiedział, a naiwność zaprzeczała stanowczo. Oni bogaci zorganizowali
powrót i  nie ubyło się bez przytyku ...
- a Ty na nogach sieroto ... biedny ... zawsze bez pieniędzy .. syczała 
No i wracałem na nogach, dzieci jej ludzie wzięli w ramach łaski 
i okazania bogatym wdzięczności. 
Już na dole, cisza zapowiadała .. uzgodnili nową wersje.
Ona podeszła do nich i po chwili się dowiedziałem.
- Ty sieroto, to Ty uknułeś intrygę i wynająłeś ludzi 
by wyszydzić mojego brata, ośmieszyłeś go - jej głos był jak zawsze nasycony 
miłością bliźniego jaka obowiązywała w jej sekcie. 
Nie miałem jak zawsze nic na obronę; oskarżenie, sąd jak i wyrok
były z góry ustalone. Byłem winien. 
Kara trwała od początku do końca. Tak jak zaplanowali. 



https://truml.com


print