birczin


wieje w sieni złudzeń


wychodzę z wprawy
jak z wyprawy
przez życie
i wbiegam wyjściem ejakulacyjnym
 
w ślepe wymiary
rozchodzą mi się i schodzą
ulice
i sedno sprawy
 
nie rozróżniam
wieczorów zdrady od poranków wiary
i wczesna od późna
już nie rozróżniam
 
wiatr się zadomawia
w liściach lipcopada
poprawiam bo tak wypada
kołnierz ostatniemu drzewu
 
krawat blokowisk ściska
powietrze w oka mgnieniu
krew słońca wycieka po wzorach
spod powiek przechodnia
 
migocą latarnie barwą wyroków
znacznie łatwiej w ten sposób
cofnąć w stronę
jutra



https://truml.com


print