Kasiaballou vel Taki Tytoń


Brukowane ciepełko


W imieniu Rzeczpospolitej Polskiej, Sąd w składzie (...) postanawia, co następuje: Anicie Mroczyńskiej ograniczyć prawa rodzicielskie nad małoletnimi (...), a Ernesta
Mroczyńskiego praw tych pozbawić. Decyzją Sądu małoletni (...), obecnie przebywający w placówce opiekuńczej w (...) zostaną umieszczeni w rodzinie zastępczej.
 
 
Jestem zdruzgotana. Po rozmowie z tymi dzieciakami dopadają mnie bolesne dylematy. Z jednej strony wiem, że innego rozwiązania nie było, ale nie ulega wątpliwości, że rozpadła się rodzina. Dzieci bezwarunkowo kochają rodziców, nawet jeśli są tyranami. Nie ma złotego środka, jednak wiem jedno: bezczynność już niejeden raz doprowadziła do tragedii. Starsi milczeli, ale najmłodszy opowiedział wszystko psychologowi. Nie zapomnę tych zdjęć i opisów z obdukcji. W głowie mi się nie mieści, jak wymyślnym torturom psychicznym i fizycznym można poddawać własne dzieci.
 


- Bezduszna suka, kompletnie bez wyobraźni. Jej zaangażowanie było podyktowanie zwykłą chęcią popisania się przed przełożonymi. Poprawieniem statystyk i wizerunku. Chciała się wykazać, bo na horyzoncie kreślił się awans. Podobno miała szansę zostać kierownikiem ośrodka. System się nie sprawdza właśnie przez nadgorliwych ludzi. Zamiast rodzinie pomóc, pokazać, co i jak, zabiera się im dzieci i po sprawie. Media też swoje robią, dolewając oliwy do ognia - pani Nagietkowa nie kryła oburzenia.
- Racja, sąsiadko. Mroczyńscy nie są jakąś patologią. Dzieci chodziły zadbane, czyste i nakarmione. Anita trzymała je krótko, ale wie pani, sami chłopcy. Najstarszy miał problemy z policją, bo złapano go na kradzieży w markecie. Podpalał papierosy i łobuzował po dzielnicy. Żeby nie twarda ręka ojca, mógł się chłopak stoczyć. Młodsi wzięliby przykład z brata i co? Ernest przesadził kilka razy, ale pewnie puściły człowiekowi nerwy. Przecież nie był jakimś pijakiem, pracował, utrzymywał rodzinę. Teraz grozi mu proces za znęcanie się nad dziećmi. Chciał dobrze. No, suka. Całą rodzinę wywróciła do góry nogami - Pani Tulipańska z dezaprobatą pokręciła głową.
- U pani też chcieli zaciągnąć języka? Ja z nimi nie rozmawiałam. Powiedziałam, że nic nie widziałam i że niczego nie słyszałam.
- Tak, i u mnie byli z wywiadem. Powiedziałam wprost, że nie rozumiem tego całego zamieszania. To przeciętna rodzina, z problemami, jak u większości. Jeśli dzieciaki nie słuchają, wagarują i łobuzują, czasem trzeba i skórę przetrzepać. Widząc, że nie ma ze mną tematu, już mnie o nic nie dopytywali.
- Pani Tulipańska, ale proszę zwrócić uwagę, jak ten system próbuje kołtunić ludzi. Zachęca do zwyczajnego donosicielstwa. Do mieszania się w życie prywatne, w rodzinę. Mnie się to kojarzy jednoznacznie.
- Mam podobne odczucia i skojarzenia. Poza tym nie przekonają mnie racje osoby, która sama nie ma dzieci, bo co ona może wiedzieć?
- A widzi pani. Zazdrosna, suka, że swoich nie ma i tu pies pogrzebany.
 
 
 
- Niewiele tego, jak na rok. Zabiorę się jednym rzutem.
- Nigdzie nie potrafisz zagrzać miejsca, córeczko. Tak się cieszyłam, że wróciłaś w rodzinne strony, a teraz znowu na walizkach. Warto było?
- Jeżeli przykład Mroczyńskich skłoni choć jedną osobę do refleksji, to naprawdę warto.
- Och, naiwna jesteś, jak dziecko. Na co ty liczysz? Na kogo?
- Na siebie, mamo.



https://truml.com


print