Ustinja21
Bajka o długim umieraniu
W starym kraju, w starej chacie, 
 Żył se biedny, stary król, 
 Nosił cerowane gacie 
 I wyschnięty był na wiór. 
 Nikt już nie pamiętał o nim, 
 Ci, co żyli, poszli spać 
 Do mogiłek oszronionych. 
 A on żył wciąż wiele lat. 
 Aż raz kiedyś, głosi plotka, 
 Postanowił gościć Śmierć. 
 Pozapraszał w dom stokrotki, 
 Z żalu wypił duszkiem rtęć. 
 Ale Śmierć się nie zjawiała. 
 Cóż to? Zapomniała? Jak? 
 Czekał starzec-król do maja 
 Na kościstej zołzy znak. 
 Znaku jednak nie doczekał. 
 Minął wiek, dwa wieki, trzy… 
 W lustrze widział, miast człowieka, 
 Zniekształcone widmo ćmy. 
 Szlochał stary król o wschodzie, 
 Szlochał nocą i za dnia, 
 Że mu umrzeć się nie może, 
 Chociaż świerszcz żałobnie gra. 
 I zapytał raz król świerszcza: 
 „Przyjacielu, powiedz wprost, 
 Jak mnie umrzeć, jak mnie sczeznąć? 
 Jak Śmierć złapać za jej chwost?” 
 Świerszcz zaś zagrał na swych nóżkach 
 Melodyjną, smutną pieśń: 
 „Trzeba prosić ją do łóżka 
 I całować godzin sześć. 
 Minie czas, a ona krzyknie, 
 Boć jest starą panną wciąż. 
 Ty, mój panie, sobie zipniesz 
 Resztką sił i krzykniesz: „wąż!”. 
 A Kostuszka szybko czmychnie, 
 Roniąc w biegu cztery łzy. 
 Ty, mój panie, łzy wyzbieraj 
 I je wypij, skoro świt. 
 Bo kostusze łzy – trucizną 
 Przestraszliwą ponoć są. 
 Życie cię przestanie cisnąć. 
 Ty też zaśniesz, mogił szron 
 Cię otuli, spokój ześle… 
 Tylko, miły królu, bacz, 
 Byś nie skończył nazbyt wcześnie 
 Pocałunków wszystkich dać.” 
 Król posłuchał mądrej rady 
 I zaprosił Śmierć do łóżka, 
 Dom przystroił, od parady, 
 A, czekając, groszek łuskał. 
 Nagle ciemność świat spowiła, 
 Król strachliwie – hyc! – pod strzechę. 
 Groszkiem izbę zapełniło, 
 A Śmierć w progu, widzi biedę. 
 Jak do króla nie doskoczy! 
 Jak nie syknie jemu w oczy! 
 „Coś ty myślał, głupi starcze? 
 Że mnie wolno tak przyzywać? 
 Bez powodu? Cóż jest warte 
 Nędzne życie twe i słowo, 
 Kiedy ja po świecie bywam!” 
 „Piękna pani – szeptał starzec 
 Gdyż olśniła go Kostucha 
 Swą urodą i z tych wrażeń 
 Mało nie wyzionął ducha – 
 Piękna pani, ja prosiłem 
 W skromne progi me, nikczemny, 
 Gdyż mi powiedziały wiły, 
 Że samotna jesteś wszędy. 
 A i ja – samotny człowiek, 
 Pocałować chciałbym – z serca.” 
 „Jeno nie zamykaj powiek, 
 Bo ja nie chcę cię uśmiercać.” 
 Ale starzec się zakochał 
 W złudnej krasocie Kostuchy. 
 Była brzydka, cała w mroku, 
 Lecz nie widział tego, struty 
 Jej rzuconym nań urokiem. 
 I zapatrzył się w jej oczy, 
 Oblepiony gęstym mrokiem, 
 A czas mija… Środek nocy… 
 I zapomniał się król stary, 
 Śmierć go w sobie rozkochała, 
 Na nic wieczny sen i mary, 
 Kiedy chce się użyć ciała! 
 A czas mija, a czas się kończy, 
 Wnetki godzin sześć wybije! 
 Ani myśli król gorącą 
 I przepiękną przerwać chwilę. 
 Tylko świerszczyk gdzieś za piecem 
 Melodyjkę cichą zagrał… 
 „A cóż to? Król nie uciecze?” 
 I nie uciekł… Taka prawda. 
 Po miesiącu pocałunków, 
 Śmierci wszystko się znudziło 
 I uciekła w noc pochmurną. 
 Król zaś łkał nad swą bezsiłą. 
 Bo zobaczył, jak wygląda 
 Strasznej Śmierci twarz prawdziwa. 
 I przestraszył się – przesądy 
 Jednak prawdę mu mówiły. 
 I tak przeląkł się potwornie, 
 Że na groszku się poślizgnął – 
 Jak mu głowa w kant nie rąbnie…! 
 I tak umarł ten mężczyzna. 
 26./27.08.2013r., Rz.
https://truml.com