Jaro


Szeptocicho


ciemno sine zębodoły
niby oczy  błyszczą miedzią
trupi odór z mleka słodycz
twarde żarna cicho dzielą
 
pod podłogę nad sufitem
pod tynkami  w głębi muru
wciąż się mnożą w cieniu skryte
zawiedzenia rosnąc z bólu
 
dni tygodnia w szarych cieniach
gdzie uwiera  cisnąc krzywda
aż  gorąco w pot zamienia
kiedy skończył się czas wyznań
 
przyszły żywić zniewolenie
stanąć ością w suchym gardle
kiedy całe szczęście sczeźnie
głowa będzie czczym imadłem
 
tylko ciężar z pustym środkiem
wyrwie kartki z kalendarza
na kolanach w gorzkie noce
o śmierć w ciszy szeptem błaga



https://truml.com


print