Ferdynand Głodzik


Biesiekierz



(według Juliana Tuwima „Tomaszów”)
 
A może byśmy tak najmilsza,
wpadli na dzień do Biesiekierza,
czy pomnik stoi tam ziemniaka,
co wszem i wobec czas odmierza?
 
Obcokrajowiec wciąż unika
nazwy co w gardło mocno drapie,
choć swój zakończył pontyfikat,
nie  był tu wszak niemiecki papież.
 
A przecież jeszcze tak niedawno,
kiedy kobiety darły pierze,
snuły ciekawe opowieści
nad mrocznym miastem Biesiekierzem.
 
Tylko najstarsi pamiętają,
a zapomnieli już współcześni,
jak dzieje miasta się plątają,
jak bies siekierę tutaj zbiesił.
 
Choć wieki milczą już niestety,
echo w podziemiach dudni głucho,
bowiem niejeden tam heretyk,
przez grzechy swe się oblał juchą.
 
A przecież wszystko tam zostało,
choć wiele tablic czas rdzą przeżarł,
więc może byśmy tak najmilsza
wpadli na dzień do Biesiekierza?
 
Choć czas legendy dawno minął,
wspomnienie zawsze pozostanie,
w zatęchłej kruchcie jeszcze wisi
przeciwko mocom złym różaniec!
 
Kiedy ktoś tylko szpetnie zaklął,
albo nie zmówił kto pacierza,
to w Biesiekierzu już do karku,
bies swą siekierę mu przymierzał.
 
Chociaż grzesznikom w wiekach dawnych
we znaki dawał się Biesiekierz,
kto już odcierpiał czyn niesławny,
być może dzisiaj jest w niebiesiech.
 
Tam stoi zamek książąt dawnych,
jest dzwon gotycki, kościół, wieża
więc może byśmy tak najmilsza,
wpadli na dzień do Biesiekierza.



https://truml.com


print