Nieokiełznany Milowy Las


ziejeje


Zablokowałem ją wreszcie, chodzi i nęci. Wzdycha i zieje.
- Dosyć - pomyślałem - łazi i szwęda się za mną jakby nie umiała się mną zająć, ja się nią zawsze z oddaniem zajmowałem.

Tym niemniej to jej zajęcie jest dla mnie i tak nie zrozumiałe.
- Kocham cię, nie teraz już nie kocham. - wypowiedziała wczesnym wieczorem.

Błogosławiona, czy omamem wabi? Zdziwi się jak wreszcie wydrukuję, nie wcale nie wiersze, nie śmiałbym obrazu dzieci swoich na targ wystawiać, wśród nich są i kaleki, niech zrobią to siostry i brat.

- to nie jest mój numer - wyszemrała powolnie jej koleżanka
- od kiedy? - wcale nie zdziwiony, że odebrała akurat ona
- od niedawna
- a to miło, w takim razie proszę ją pozdrowić - dodałem.

Nastała cisza, choć i dręczenie czuwania.

Czy to ja jestem wariatem skoro numer jej nie jest jej numerem koleżanki, czy to koleżanka ma halo do jej numeru? Z drugiej strony jaka głupia - myślała, że nie będę wiedział, że to Iwet. W końcu tylko ona umie tak okłamywać Wacława. Zastanawiało mnie jednak jedno, skoro obie siedzą na łonie - to gdzie?

Poszedłem, nie bacząc nawet na ową osiemnastą wyszedłem wcześniej, a to był jedynie zwykły wtorek, sam jak sam może być wtorek. Postanowiłem podciągnąć spodnie i pójść. Człowiek w zanadrzu musi mieć jakąś drogę.

Teraz łatwiej i trudniej, choć jednych prowadzą motyle i bociany, inni na szagę wędrują przez GPS. Nie było jej halo? Jak nie było. Sprytną ręką klifu schowała się w toalecie, dobrze, że był tam mój Wielki Brat.

Powiedział -jest!
- A to dziwka - mruknąłem pod nieśmiałym nosem - kocha a chowa się w toalecie, to niech ją pozostawię i zostanę sam, ale wśród ludzi.



https://truml.com


print