. .


marsz dekadentów


my z donikądnej ulicy trzymamy w palcach sznurki
do których przytroczeni są zmarli w parkowych alejach czyhamy na dzieci
żeby je straszyć niebem pękają baloniki latawce  zaplątane w platany
łopoczą na wietrze jak sztandary rozbitego oddziału powstańców z martwych

kopiemy w ziemi do kości wyławiamy z rzek niepotrzebne miasta
pełne topielców krew z naszych żył już dawno wyżarła rdza
zostały puste granatowe koryta na nadgarstkach
nosimy w oczach mętną wodę z zatrutych studni
aby nią poić przebudzonych do życia aż znowu zaczną śnić bez celu

można zabijać nas jak szpaki albo wróble
bez końca
wracamy chmarą zostawiamy pestki po czereśniach
i puste kłosy

a Chiny wciąż ludowe



https://truml.com


print