ladamarek


Butelka


Codziennie rano myję zęby , piję kawę , biorę prysznic, automat czynnikow działa bez zarzutów, z tępego okna tylko parking pełen samochodów i ogromny konar liściastego drzewa.
W piatkowy i sobotni wieczór z ławki nieopodal dobiegają filozoficzne myśli napitych obywateli, wesołe przyjacielskie gesty zmieniają sie czasem w awanturnicze slogany kampanii ,co ze mną się nie napijesz...
Gdzieś w środku zelżałem , nadchodząca jesień nurtuje nowymi sprawami,cięzkim ich brzemiem, powagą.
Jak sprostać trudnościom życia na parkiecie losu, jak ?
 Łażąc bez  z kolegami do ściemnienia docieram w końcu do domu.
Wchodzę jest ciemno, po ucztowaniu, prawą ręką zapalam światło w pokoju,babcia leży na podłodze, widok jakby znajomy, lecz...
Coś mnie tknęło podchodzę , krtań zaciska się pętlą , widzę tylko martwe oczy,chcę uciec jak najszybciej do-nikąd , byle przed siebie.
 
Wzrok wtopiony w nieistniejący cel , schodzę po schodach , otwieram drzwi ,puls wali młotem kowalowej ręki, iść , biec , uciekać ,
Ile włóczyłem się stawiając pijane kroki z wrażenia nie wiem, Nadszedł czas powrotu, naciskam klamkę, w środku dalej cisza,
po Damie z kosą zostało ciało staruszki unieruchomione, zastygłe
w chwili kiedy zapukano po jej los.
 
Opanowany bez łez kroczę dalej , próbóję wyciągnąć matkę z amoku,
coś bredzi, nie ma kontaktu, bezsilność...
 
Idę do sąsiadki, proszę o pomoc, wracam siedząc w mrocznej kuchni
czekam nie czując żadnych emocji. Po jakimś czasie przyjeżdza karetka orzekają zgon i wychodzą.
Znów ktoś przyjeżdża wynoszą ciało,
zostaje pustka jak po odcięciu kończyny masz jeszcze wrażenie że jest, że odczuwa.Wchodzę do pokoju , nie boję się. Poprawiam jakieś  rzeczy, układam porozrzucane niedopałki. W pufie napotykam na niedopitą butelkę, kładę się na rogu ,zasypiam...
 
Rano wielkie poruszenie, w domu siwo i ciężko od nikotyny, matka
zawiana kolebie się pijanym marszem do nikąd.
Idę do łazienki , odręcam kurek zimnej wody i podkładam głowę,
zimno koi, trwam kilka minut, podnoszę na powrót łeb
i bez wycierania wychodzę.  Chłodne krople mieszają się z łzami,
instyktownie zaglądam do pufy, po butelce nie ma
 śladu...



https://truml.com


print