Hanna Mazankiewicz


Przyjaciel z dzieciństwa


Może się w pierwszym śniegu zatracisz
zdołasz płatki w kieszeniach pochować
zupełnie tak jak byliśmy dziećmi
wszystkie je zdołasz policzyć
 
ulepisz bałwana ręce z gałęzi mu zrobisz
z nieskrępowaną radością marchewkę jako nos założysz
zanim nastanie wiosna
zanim zdołasz zniknąć
zaczarujesz mi za oknem krajobraz
 
i porannym szronem szyby zamalujesz
na cymbałach sopli zawadiacko zagrasz
chichocząc głośno w komina odmęt
wszystkich domowników ze snu wyrwiesz
 
i będziesz mnie na sanki wyciągał
na najwyższą górkę zaprowadzisz
niczym małe dzieci wywołamy na śnieżki wojnę
ku zdziwieniu przechodniów
zanim pierwszy wiosenny deszcz w szyby zastukocze
śnieg stopnieje za oknem
poprzypominasz te wszystkie beztroskie zimy
 
zobaczę cie jeszcze ostatni raz
jak na sankach zjeżdżasz
potem rozpłyniesz się we mgle
zawsze niewinny
do końca radosny
wiecznie dziecinny



https://truml.com


print