Marek Gajowniczek


Powracający dzień


Pojaśniało nad ciemnymi chmurami.
Wchodzi dzień na oślizgłe zbocze.
Powolutku, miękkimi nogami
stawia wolno za kroczkiem kroczek.

Wczoraj czerń go zepchnęła w dolinę.
Śniegi w ciemne zmieniła fiolety.
Zostawiła jak ostatnią linę
promyk światła dziurawej rolety.

Ktoś tam nie spał, choć spało wszystko.
Ktoś się martwił, wydzwaniał i prosił,
a za oknem czerniało urwisko.
O dno stuknął księżyca grosik.

Ranek długo się nie chciał obudzić,
obolały rzuconym obolem.
Teraz dzień się wspinaczką trudzi.
Pnie się w górę powoli z mozołem.



https://truml.com


print