janusz pyzinski


teraz



 
tu się rodziłem umierając ziarnem
na skibie ciemnej niby bochen chleba
bosymi stopami dotykałem wiatr
i wszystkie gwiazdy które mi przywołał
 
tasowałem czas jak szczęśliwą talię
malw wróżących pod płotem
sierpniową pogodę
wyciągając szyję ponad dach
z czuwającym odwiecznie kominem
nad snem kuchennego ognia
 
gdzie cień matki
w potężnych konarach
ramion cienia ojca
dryfował aż po krokwie
wonią kapuśniaku i suszonej mięty  
gubiąc się w nostalgii
za przylotem ptaków
 
i wszystkie pytania z kieszeni plecaka
traciły sens jak traci się wszystko
czyli nic
co by mogło być wiecznym teraz
w niczym nie przypominając raju
ze wspólnych zdjęć
i późnonocnych rozmów
 
teraz tylko czekam
na odejście czasu
 
 
 
 



https://truml.com


print