Miladora


chłodnienie


ugrzęzłam w środku panoramy
zimowej pory w splocie godzin
szaro płynących za oknami
gdy świt nad ziemią chwile płoży
bezlistne drzewa niebem spina
niczym koronką smużąc ściany
i kładąc świateł blady stygmat
pomiędzy mną a minutami
 
wzrok skierowany w mętną szybę
w odbiciu miga coś przelotem
trzeszczy podłoga zegar idzie
w bezwymiar czasu poza oknem
zostawia tylko szept wskazówek
blade migawki przeszłych zwidzeń 
zasnute cieniem chłodnym kurzem
zebranym w szaroczarną ryzę
 
na dłoniach stygną ślady zmierzchów
dni wędrujących chmurnym niebem
wokół milknące echo deszczu
zamienia bezdźwięk na elegię  
czasami tylko promyk przemknie
drżąc na firankach i w powietrzu
płonie zimowych jabłek czerwień
szukając ujścia w kanwie gestów



https://truml.com


print