Nevly


koniec świata nie zawsze jest majowy


grudniową porą
w kawiarence na prowincji
melancholijna podniosłość
on trzyma ja za rękę
patrząc w oczy wyznaje
uwielbienie przenika przez skórę

ona nie bacząc na los wyśnionego
świata trzyma go na smyczy
ale jakże na dystans
póki ma dziury w kieszeniach
i mówi idź do diabła

rozmach tych słów
wciska go w niespełnienie
bierze je sobie do serca
kolejnym wieczorem
w kawiarence na prowincji
przy dźwiękach ostatniej niedzieli
strzela sobie w łeb



https://truml.com


print