normalny1989


I rzekł instynkt do mnie (18+)


Oglądam efemeryzm nieba, uwielbiam jego błękit
więc razy dwa- hamulców niema,
uklęknij
wyszepczę Ci na ucho słowa ciepłe
niczym wiatr letni.
Jak to jest płonąć w piekle?
Jestem diabłem,
którego jesteś piekłem
myśli w imadle, lecz ciało masz piękne.
Choć jesteś pięknem i zawiązanym,
małym supełkiem
choć jestem opanowany
z pyska piania cieknie.

Myśli mam wściekłe,
przybliż się, marszczysz brwi pięknie,
jeszcze bliżej:
nie kiedyś, nie później,
teraz wykorzystam sztuczki lisie
suko bądź ciszej- dzisiaj
żadne z nas nie uśnie
sam Mario Puzo dla Ciebie erotyk pisze
a Don Corleone fajkę juz dopala,
ślina z pyska
po brodzie zapierdala
twoja skóra jest pyszna,
kiedy ją liżę jęzorem jak królewski pajac.

Przepraszam,
koniec z bycia miłym
Tobie tylko ukażę jaki
jestem chciwy
zatańczę dla Ciebie jak
zamaskowany człowiek w lesie kilku morderstw winny
zanim wbiję Ci szpony w gardło
i zabiorę nad jezioro na piknik.

Lecz musieliśmy wracać
deszcz zaczął padać,
stuka teraz o parapet
Twoje nagie,
mokre piersi są spełnieniem
moich dziecięcych marzeń,
kiedy jeszcze się wstydziłem
strzelając z procy za garażem,
a teraz liżę Twój policzek
pragnę dziś spaść na dno i jak wąż z Edenu
zacząć syczeć
przepłynąć przez Ciebie jak rwącą rzekę
udowadniając swą siłę,
i strzegł będę euforii, byś mogła odlecieć.
Tak się cieszę, gdy marszczysz teraz
brwi jak wściekły lew
a ja dopiero liżę Twoją cipkę,
jak spragniony pies
coś w tym jest, choć jeszcze nie ma
zaraz będzie,
wejdzie klucz do bram nieba.

Lubię Twój wstyd,
delikatny, wysublimowany
kiedy skaczesz na mnie zostawiając mokre plamy
i drapiesz mnie jak szczur,
który instynktownie chce uciec
poczekaj słodziutka,
obrócę Cię na brzuszek
tak lubię, Ty się nie bronisz
i zapomniałaś co to strach i smutek
mmm.. stwardniał Twój sutek.
Dzisiaj paradoksem dla Ciebie, jest umrzeć w agonii
jesteśmy zwierzętami, seks bez ograniczeń
pot namalował nam blizny na skroni
od wojen i bitew
na pralce, umywalce, w aucie i pod łóżkiem
jestem teraz wężem, podejdź bliżej
wyrafinowany ze mnie matematyk: no cóż, wiem
w szpagacie, na ścianie, balkonie,
i w końcu na Słońcu,
szalone- nasze ciało płonie
już lecisz, stój.
Jak niedźwiedź trzymam Twoją nogę
Stój kochanie!
ja też już dochodzę!

Mokra włoszka,
leżymy pod kocem
nieskończone mogłyby być takie dnie i noce
podnieca mnie to jak dyszysz
i noska marszczysz jak suka na smyczy,
masz wielkie, przepełnione niezbadaną
czernią, namiętnością źrenice
przestań udawać grzeczną panią
diabeł to słyszy
po kilku minutach znów pragniemy być bliżej.



https://truml.com


print