Marzena Przekwas-Siemiątkowska


Śnię koszmary


 
 
Pusto, jest po prostu pusto, ani jednej myśli. W ciele gęstnieje cement. Jest już pod sercem, bo nienawiść nagle ustaje. To nie kataklizm, nie ma ofiar, zagubionych i połamanych drzew.
Ściany są na swoim miejscu, podłoga, a jakże. Możesz pominąć rekonesans, bo żyły nietknięte. Monika topi się w wannie, leżąc na plecach zanurza głowę. Mirek, zabarykadował drzwi, bo przecież szaro-czerwone poczwary przyjdą po niego. Wyszarpał pasek ze spodni i przerzucił przed belkę. Słuchać stukanie, w jego głowie przyszła cała armia.
- Mogą wziąć ciało, ale nie mnie.
Dziesięcioletnia dziewczynka morduje małych chłopców. Najpierw oswaja lęki, tłumaczy i ucisza. Mówi, że rodzice są źli, że nie kochają swoich dzieci, zapewnia że ona będzie się o nie troszczyła. W końcu kładzie chłopców na podłogę i pod jakimkolwiek pretekstem zaciska dłonie na gardle. Dzieci są ufne.
Bóg spokojnie sączy wymyślną herbatę. W kącie mysz, przytrzaśnięta, popiskuje. Nie jest to jednorazowe. Pręt wbił się niefortunnie i będzie umierała powoli. Budda zachwyca się urodzajem. We wsi obok, tony błota zniszczyły zboże. Staruszkowi siedzą na ganku, trzymając się w ramionach, by śmierć nie zabierała pojedynczo. ..
 
 
 



https://truml.com


print