gabrysia cabaj


Cud miód i orzeszki w związku ze zbliżającym się Świętem Zmarłych


Jest sobota. Wstaję wcześniej: błyskawiczny prysznic, makijaż, szybkie ubranie się. Za szybą auta dobre stare pola, przyjazne dziurawe drogi, flekowany asfalt. Im bliżej Pelplina tym większe stalowe wiatraki, gładsza jezdnia, więcej samochodów. Tutaj gdzieś trzeba się wcisnąć, w ten środek Europy, żeby pochodzić między budami, butami, kierpcami. Popatrzeć na te bajeczne kaskady owoców i warzyw. Kartonową falezą wzdłuż pasiastych namiotów ściga mnie krzyk rumuńskich kobiet: - nowi modeli! Nowi modeli! Kiedy już jestem zakręcona jak czarny plastikowy konik na lonży, sztuczna żaba pływająca w misce z wodą, zatrzymuje mnie Posłaniec od Babci Skarpetki, idę więc do niej – siedzi jak dawniej pośród swoich ręcznych robótek, a ja całuję ją w rumiane, pomarszczone jabłuszko. Nagle dzwoni telefon, że gdzie jesteście, bo tutaj was nie ma, to już teraz, mijając dynię, której ktoś wyłupił oczy, żywego kota, który robi marketing pani z kobiecą bielizną – wyrywam żółte i purpurowe chryzantemy po piętnaście złotych za doniczkę. I już na pełnym gazie, żeby zdążyć nim odjadą z naręczem zielonego z ogrodu - w jutro, zanim cofniemy czas



https://truml.com


print