Majkel


Dręczenie


Wichry ciemności miotają mą duszą
Bezkresnym wycieńczeniem głosy mnie kuszą
Lecz jeden głos jest najwyraźniejszy
Od paru już lat stał się tutejszy
Rzeczywistość metafizyczna nie podlega ograniczeniu
Ważne tylko czy ulegnę wykończeniu
Otaczająca przestrzeń to abstrakcyjne pojęcie
Jak w kiepskim filmie niepotrzebne ujęcie
Wędruje poza wymiarami z wołającym mnie głosem
Próbuje się zmierzyć z nadchodzącym losem
Ten kto mnie woła - okrucieństwem się sławi
Ma dusza rozrywana - to właśnie go bawi
Wiruję w ciemności chcąc uciec od jego brzmienia
Padam na kolana, gryzę wargi do krwi, szukam ocalenia
Żywi się mym cierpieniem i rośnie w siłę
Przed oczyma pokazuje mi jeden obraz - mogiłę
Mówią... poznaj wroga by go pokonać
Więc zbieram swe myśli by tego dokonać
Ostatkiem sił wrzeszczę do demona
Z nikłą nadzieją... że coś go pokona
Podaj swe imię morderczy okrutniku!
Cisza... Nie słyszał mego krzyku?
Dusza spalona a ciało w bezruchu
Jego głos uciekający słyszę zaś w uchu
Jeszcze tu wrócę bądź tego pewna
Me imię to Kac, do usłyszenia..nagle się żegna...



https://truml.com


print