Nevly


u drzwi mojego psychiatryka


w odwecie
za trzysta sześćdziesiąt stopni wokół osi szaleństwa
znów coś z siebie zapodziałem

nie kręci mnie beznadzieja
tak samo jak zmęczona grawitacja
śnię o lataniu
o zdrowej żywności
i wesołych oczach którymi do mnie mówisz

wtedy taborety lewitują jak klepsydry
strumieniami wyskakując spod butów zawisłego czasu

tam do licha trzecia w nocy
idę poszukać zapodzianej
koci koci łapci
kaftan uwiera moją próżnię
może na pocieszenie bóg da mi cukierka
aha
i blues mi na drogę

jesteś wariat
kocham kiedy tak do mnie mówisz



https://truml.com


print