Dany


wieczorem


akordeonista płacze za swoją Różą
niosą się szanty bulwarem
z nimi i moje myśli płyną

piasek przesypuje  przez palce
stopy czują chłód
spieniona woda  woła
cienie latarń wydłużają się
jakby chciały objąć przytulić

wiatr przynosi miłosne wyznania
od których krew szybciej krąży
przybrzeżny las podsłuchuje
akordeon gubi smutek

przymykam oczy w błogim rozkołysaniu



https://truml.com


print