Sandra Bożek


Moje upadanie...


Melancholijnie podchodzę 
do swych spraw, w kontakcie
z każdym niuansem, paradoksem,
nie potrafię dłużej trzymać czyichś kłamstw.

Wyostrzę wszystkie noże dla tych,
co liczą każdą łatwą zdobycz,
niczym tygrys z dżungli.

Siebie zostawię na sam koniec,
z drgającym (nie)sensem na ziemi,
wahadłowymi myślami,
losem wypisanym na pergaminie,

brak detali, życie w pełni...

Iskry nadziei nawet na mgnienie oka wiary nie ma, 
przecież stoję, płaczę, 
upadam. 
Bez Twojej ręki ... 

Skrzydła me poranione, złamane,
patrzą na świat z dołu,
bezsilnie próbują latać,
jednak nie wzniosą się ku górze, nie potrafią.
Bez Twych pomocnych skrzydeł, upadam.

Z wielką tęsknotą... 



https://truml.com


print