Sandra Bożek


Sen II


Żyłeś w tej optymistycznej fali
ciepła, doznajesz niewyolbrzymionego
ducha radości bolesnym odbiciem
życia swego,

Poznałeś mnie, taką małą, cichą
osóbkę, początkowo nie ufającą Tobie wcale,
całe życie w nadziei oswojeniu
płynę dalej,

Zapoznałeś: z życia sensem, 
swym światem i łzami związanymi z nim,
przyzwyczaiłeś nasze dusze 
do gry min,

Uzależniłeś mnie od swojego ciała,
nie tylko osoby, ten aksamitu dotyk ust
pozwolił mi zakochać się i tęsknić, a życie
ciągnie za spust,

Ten czas pokazał mą naiwność,
łatwowierność w cele skrajnie niemożliwe,
nienakazani sobie, żyjemy na Archipelagu
pobłażliwie,

Po chwili stałeś nad przepaścią
zastanowienia, co dalej, jak my żyjemy,
przecież nie możemy brnąć tak, z tęsknoty
wyjemy,

Ten morderca - on Cię zabił
tylko dlatego, bo byłeś szczęśliwy w tym świecie,
grzesząc na oczach Boga, On nie mógł patrzeć
przecież,

On Cię zabił, wbijając nóż w Twe serce
na moich załzawionych oczach, łkałam w podłoże
rzewnie, nie mogłam wybaczyć Bogu tego,
łez morze,

Ciebie nie ma, odchodzę w bezsensie 
wraz z dniem, kiedy wypłynąłeś w tą drugą drogę,
wspominam, pragnę, tęsknię za tym, co było 
za czasu rogiem.

(lipiec, 2012r.) 



https://truml.com


print