ApisTaur


Jeszcze nie wiem...


...fragment...

Otwieram oczy...stalowe kurtyny, prawie biały sufit tłem powietrznych bitew plujek. Obok ktoś mlaszcze z ukontentowaniem. Nade mną twarz zmęczona rutyną i biały czepek  z czarnym paskiem jak zapowiedź żałoby:
 -Pan się wypnie, będziemy kłuć.
Potem odjażdża dzwoniącym buteleczkami straganem, jak obwoźny sprzedawca piskiem kółek zapowiadający swoje przybycie.
Spoglądam na sąsiada, nie przestaje mlaskać, utłuszczony uśmiech pojawia się na jego twarzy, cholera, będzie gadał. Że też mie podkusiło.
 -Nnno, teraz mogę z głodnym gadać-zahuczał klepiąc się zadowolony po brzuszysku. A ja... ścisła głodówa, że też kurwa jego mać niejedzących z jedzącymi muszą kłaść, teraz się pewnie w diagnostę zmieni, czas wywiadu.
-Pan na co leży? -(a chuj cie to obchodzi dziadu myślę)
-A, takie tam problemy-  odpowiadam wymijająco
-Pewnie coś z żołądkiem?  -nie odpuszacza
-Coś w tym stylu -znów unik
I zbawienie, mój dręczyciel ma gości. Wyciągam książkę by się oderwać od otoczenia. Porażka, goście sąsiada, jakieś pięć osób w każdym wieku, zaczęli najpierw rozmieszczać się z hałasem wokół leżącego, wypakowywać tony prowiantu zabierając lub dojadając resztki poprzedniego.
Po wymianie paru zdań z odwiedzanym słyszę nieco głośniejsze zapytanie:
-A pan to na co leży?   -to do mnie, szlag mnie kurwa jasny trafi.
-Coś z żołądkiem -odpowiada za mnie sąsiad z miną i pewnością  doktora Hausa, no i się zaczęło o tym jak znajomy szwagra miał to samo, to go tak skręciło że na drugi dzień już mu jesionkę zbijali i dalej coś w tym stylu. Poddaję się. Zwlekam się z łóżka i człapie na korytarz, może tam znajdę jakiś kąt i poczytam, jest świetlica. Fiasko, jakieś dziesięć starszych pań ogląda wczorajszą powtórkę  "Mody na sukces"  z takim zaangażowaniem, jakby bały się stracić wątek z "wartkiej" akcji filmu, telewizor oczywiście wyje bo niedosłuch. Siadam w korytarzu na krześle przy automacie telefonicznym. Zaczyna dzwonić, jasna cholera, ktoś mnie obserwuje czy co? Po piątym dzwonku odbieram, damski głos:
-Czy leży na oddziale Jankowski i czy można go poprosić do telefonu?
-Pani wybaczy, ale leżę tu od wczoraj i nie znam tu nikogo-grzecznie odpowiadam.
-To pan się spyta pielęgniarek- trzeba było do nich zadzwonić raszplo jedna,  myślę sobie.
-Niestety nie widzę w pobliżu żadnej- staram się wykręcić
-To niech pan zawoła go z korytarza to się  pewnie zgłosi do telefonu
-Jankowski...do telefonu! - drę ryja na cały oddział. Ktoś z sali obok wyczłapuje się i siada  obok.
-To do mnie.  - mówi gburowato i odbiera mi słuchawkę ( kultura w  morde jego mać,  nawet nie podziękował)
C.D.N.?
ApisTaur



https://truml.com


print