Sztelak Marcin


Świątek i inne proste sprawy


Nie pisuję pięknych wierszy, trywialny do granic
rzeczywistości wyjadam codzienność z kromki
powszedniego. Pszenny, podobno na zakwasie.
Pełen niewiary używam najtańszej margaryny.
 
I tak nikt nie nakreślił znaku krzyża,
nie przykrywał lnianą ściereczką.
Na rozstajach nie rozsypała niczyja ręka
okruszyn, podobno dla gołębi.
 
Staruszka budzi się marząc o piecu chlebowym
jeszcze ciepłym jak 
podołek matki,
łące pełnej źrebiąt strzygących trawę
pod srogim okiem ojca.
 
Jako i my naszym
winowajcom  daruj

młodość i wiek
podeszły, a nie zapomnij

ziemi tłustej,
naznaczonej sochą przodka.

 
Wiosna, co to leniwie wygrzeje kota,
zrodzi przyszłość, jaka by ona nie była.
Na odchodnym stań, wymamrotaj modlitwę,
do kogokolwiek pragniesz.
 
Nie pisuję wierszy, w pomarszczonej twarzy
odkrywam piękno, trywialne
do granic wniebowzięcia.



https://truml.com


print