hrabina


Don Manuel Viskoza y Rolka de Papy don Banderolka (fragment)


Alicja Benedykta Brzoza zrobiła to, co musiała. Wbiła wzrok w ścianę. A był
zielony, śliczny, błyszczący, wypolerowany na glanc wewnętrzną Alicjową
gorączką. Rozgrzany, rozogniony, wyrzucony z impetem na pola wyobraźni stygł
powoli jak powulkaniczny szmaragd. W końcu zastygł zupełnie. Stanął jak zepsuty
zegarek. Ugrzązł w ciszy. Zielone źrenice Alicji zmieniły ogniskową i pociemniały
jak denka od butelek. Alicja rozmarzyła się na dobre.
… Ze ściany zaczęły wyłaniać się niebieskie zarysy. Dalekie, monumentalne
góry zasnute różowymi mgłami. Alicja przechyliła głowę. Jak ładnie dziś idzie…
Na pierwszym planie wizji na półce skalnej w niedbałej pozie stała
Elizabeth w fioletowym kombinezonie z zieloną naszywką na prawym rękawie. Albo
nie, w białym kombinezonie z żółtą naszywką na lewym rękawie. Tak lepiej. Zjawa
Elizabeth patrzyła w dal. Zamyślona i niedostępna. Piękna i nieporuszona starożytna
bogini wtopiona w ażurowy półcień rzucany przez rosnące tuż obok drzewko
wazelinowe zasłonięte do połowy przez ogromne, fioletowe liście Piwonii
Olbrzymiej. Bezwstydnie wybujałej i nie mniej agresywnej byliny wywodzącej swe
korzenie z płytkich mołdawskich bagien bezdennie samotnych, oblepionych chmarami
tureckich komarów, każdy w maleńkim żółtym turbaniku na owadziej główce. Piwonie
Olbrzymie cieszyły się złą sławą. Niezbyt fortunne stwierdzenie, bo w
rzeczywistości nikt nie miał pojęcia, co naprawdę cieszyło lub smuciło
mołdawskie piwonie. A one najprawdopodobniej miały to wszystko głęboko gdzieś. Zupełnie
możliwe, że w bagnie. W tym przycupniętym pod Stupaczem niedaleko Striptiny. Czarnym,
cuchnącym oczku smrodnym podobnym do wbitego w ziemię wielkiego talerza
czarniny i podobno będącym kolebką bandyckich bylin. Ale to tylko domysły.
Jedno jest pewne, Piwonie Olbrzymie to kwiaty odrażające, piękne i ciągle
głodne. Gdzieś na przełomie lat 60-tych XXI wieku, po wyduszeniu okolicznych
Zielonych Mokasynów ( wielce udanych modeli węży wykonanych ze sparciałych
dętek rowerowych i zręcznie podmalowanych akwarelkami) rozsmakowały się w
gajach oliwnych, i to tak zapamiętale, że przez 5 lat wyżarły wszystkie
syntetyczne plantacje. Klepisko jak okiem sięgnąć. Od Karpat po Lyon zryta
korzeniami ziemia. A nasze kwiaty wciąż nienasycone. Piwonie szybko poszukały
innych źródeł pożywienia, a mianowicie przerzuciły się na bułgarskie stodoły, a
dokładniej na ich niedojedzonych przez Babracza Gąbczastego – podpalaczy. Podpalaczy
i stodół było w bród, a to dzięki ówcześnie panującej modzie na pewną odmianę sportu
ekstremalnego, lansowanego przyjazną formułą „ZAPAŁKI CZYNGIS – CHANA”
cdn....



https://truml.com


print