Quercus


Szanta o Pawiu


Wypływam więc z rana w to morze szumiące
i trzymam daleko się raf.
Na dziobie, na rufie, na maszcie i w mesie
od portu goni mnie paw.

Mój biedny żołądek skurczami szarpany, 
zaczyna żałosny tren.
On wie co go czeka, on wie czym się skończy,
kolejny na morzu dzień.


/ref.:/ 
Więc czemu, ach czemu, powiedzcie mi przecie 
to zawsze dzieje się tak.
Że kiedy wypłynę i woda pod kilem 
po łajbie goni mnie ptak!!!


Być może ktoś z was, odpowie mi ludzie
dlaczego, ach k...wa mać?
Ten groźny ptak męczy, nie dając wytchnienia
nas, młodą żeglarską brać?

A ty mój kamracie weź podaj szklanicę  
to wepchnę ptaszysko wgłąb.
Na trzeźwość na morzu ja wcalę nie liczę
byleby paw poszedł stąd.


/ref.:/ 
...


Niestety ptaszysko, nie dało się zgłuszyć
oparem rumowych mgieł.
Na moich kolanach, już leży rozlany
bynajmniej nie z kuszy bełt.

A ty dobry Boże, ty Panie na niebie, 
litości królu spraw.
By już mnie nie dopadł, w najgorszej potrzebie
ten groźny morski paw.



https://truml.com


print