Dany


ładując akumulatory


rozkołysane wierzchołki
fascynują

czasem obłok ludzkiej twarzy
podrażni szeptem niepokój
zdziwiony nagłym spojrzeniem

oddycham opadającym liściem
wtapiam się z wiatrem
poddaję chwili

pomimo romantycznej otoczki
buntuję się przygnieciona szarością
chciałabym upiększać świty

jak pył spod butów
chwytam napotkane myśli
bez słów rozumiemy wytarte ślady

razem wygładzamy naniesienia
przez wczorajsze stopy
zmieniając jutro w spokojny krok



https://truml.com


print