Jarosław Trześniewski


Sonata węgierska


to nie będzie o szetlandach  kremie nivea podłym dezodorancie
przemycanych w pociągu bez specjalnego nadzoru osobistej rewizji
towarzysza podróży na stacji Komárov jego dziurawych brudnych
śmierdzących skarpetach i lisiej czapie skradzionej na bazarze w

Miszkolcu gdzie szron lizał brwi a szyby w oknach pękały
jak wafle  pod naporem Locomotiv GT  Elekrycznego Orgazmu
dziewięćdziesięcioletniej hrabiny wynajmującej pokoje
w centrum Budapesztu ani o baszcie rybackiej czy krze na Dunaju

dworcu Keleti gdzie może minąłeś Joannę Fligiel  Grácję Kerényi
cinkciarzy bezdomnych akordeonistów skrzypków spadkobierców
księdza Ferenca Liszta liczących w kapeluszach drobne forinty na akord
a conto księżniczki czardasza Márthy Eggerth Kiepurowej Bema pamięci

powstańców 1956 roku  smaku ostrej  papryki  w gulaszu
na wyspie świętej Małgorzaty gdzie baseny ogrzane są operetkową muzyką
unoszącą  kopułę  Orszaghaz * w nienapisaną rapsodię
 
__________________________________
*Orszaghaz- gmach węgierskiego parlamentu



https://truml.com


print