Andrzej Talarek
Bajka o Dobrej Śmierci
Emerytowany Król Eryk, ojciec Króla Ambrożego był bardzo chory. Przeżył już wiele lat i starość wycisnęła na nim swoje piętno. Poorana zmarszczkami twarz była jak stare, zmarszczone jabłko, w którym niewiele soków i niewiele urody. Leżał w wielkim łożu, w pościeli szeleszczącej krochmalem jak jesienne liście, w które upadł ostatni owoc.
Całe swoje długie życia Król Eryk walczył i budował, niszczył i tworzył, i trudy tego życia nadwątliły mu zdrowie. Wiele czasu spędził poza swoim zamkiem, swoim domem, wyprawy wojenne zmuszały go do nieustannych podróży, których przyczyną i celem była nieustanna walka w obronie swojego kraju, w którym żyli jego najbliżsi, jego żona, dzieci, znajomi, jego poddani.
Z upływem lat coraz jaśniej widział Król Eryk, jak w ślad za wojną idą nieszczęścia, choroby, pożary i śmierć. Im więcej wygrywał bitew tym bardziej pragnął pokoju.
Im więcej miał siwych włosów, tym częściej zamiast czynić wojnę, chciał rozdawać pokój.
W każdym trudnym przedsięwzięciu, w każdej niebezpiecznej chwili życia, towarzyszyła mu z oddali jego ukochana żona a jej imię chroniło go od wszystkich niebezpieczeństw. Gdy był starszy zrozumiał, że ma przy sobie jeszcze drugą, niewidzialną towarzyszką wszystkich swoich poczynań. To była jego Śmierć, wierniejsza od żony, cała jego.
Gdy leżał w swoim łożu, gdy przypominał sobie wiele ze spraw minionych, gdy rozpamiętywał swoje życie, jego wierna Śmierć, jego codzienna towarzyszka , stała nieopodal i smutnym wzrokiem patrzyła w przymknięte oczy.
Wiedziała Śmierć, wiedział i król Eryk, że nadchodzi koniec ich wieloletnich podchodów i uników. Pamiętali oboje te chwile, gdy Śmierć mówiła w przekorze - czas na ciebie, Eryku - a Eryk wykrzykiwał gromkim głosem - jeszcze nie czas, stara kostucho - i oboje wtedy wiedzieli, że pisana im jeszcze długa, wspólna podróż przez świat, który był życiem Eryka.
Teraz oboje byli zmęczeni, Eryk i Śmierć. Oboje też byli starzy. Eryk, bo przeżył już trzy ćwierci stulecia a Śmierć, bo była stara jak Eryk i jak on cierpiąca.
Każdy człowiek ma swoją Śmierć. Rodzi się ona razem z nim i razem z nim się starzeje, razem z nim przeżywa jego życie. Na końcu życia jest tak samo zmęczona jak człowiek, z którym przyszła na świat. To nieprawda, że śmierć jest wieczna. Śmierć rodzi się i umiera z każdym z ludzi, jest jego cieniem w życiu, cieniem tworzonym nie przez światło Słońca, ale przez światło Boga. Nie każdy ten cień dostrzega, i na początku Śmierć jest niewidzialna. Nie widzą tego cienia dzieci ale także ci, którzy jako starzy ludzie nie zrozumieli nic z tajemnicy życia. Eryk jako młody chłopiec kpił ze śmierci idąc w bój, walcząc z wrogami i niewiernymi przyjaciółmi, pokonując tajemnicze lasy, nieprzebyte moczary i urwiska. Nie wierzył, że śmierć jest tuż obok, że grozi jego planom, że przeszkadza jego wyprawom wojennych. Nie widział jej we wrogich spiskach dworzan, w uderzających gromach i błyskawicach, w świstających kulach. Żył jak każdy młody człowiek. Planował, walczył, rządził i nie oglądał się za siebie.
A ona zawsze była przy nim. Gdy się zestarzał, gdy siwe włosy przysłaniały mu czasem oczy w czasie bitwy, coraz częściej zaczął czuć ją obok siebie. Od pamiętnej wyprawy przeciw Szalonemu Księciu, wyprawy, na której poległo wielu jego najlepszych rycerzy, gdy krew płynęła rzeką, a on sam został ugodzony włócznią, Śmierć już zawsze była obok niego. Szła z nim w bitewnych pochodach, siedziała z tyłu na jego koniu, gdy galopował na wroga, spała w jednym namiocie.
Od tamtej bitwy , gdy patrzył za siebie, widział już zawsze dwa cienie, cień życia i cień śmierci i zawsze czuł jej obecność przy sobie.
Teraz siedziała w kącie komnaty, zmęczona tak jak Eryk, znużona swoją wędrówką przez życie. Widziała, że jej misja na ziemi dobiega końca, tak jak dobiegało końca życie Eryka.
I nie widziała czy smucić się, czy radować. Nie widziała, co z nią się stanie, zazdrościła Erykowi jego życia wiecznego w niebie. Wiedziała, że tam mu już nie będzie potrzebna, bo śmierć nie ma co robić, gdy życie nie ma końca.
Patrzyła na Eryka a Eryk patrzył na nią i zdawał się rozumieć jej ból, jej obawy. Nie widział, kto z nich jest bardziej niepewny przyszłości, on na którego czekało życie wieczne czy ona, jego towarzyszka od kołyski, stara Śmierć, z którą nie wiadomo co się stanie po jego odejściu.
Od lat już była obok niego. Przyzwyczaił się do niej, nie czuł trwogi, może nawet trochę ją polubił tak jak się lubi coś co jest własne, jeśli nawet brzydkie, coś, co jest wierne jak jego psy, których miał w swoim życiu kilka, a które ratowały mu życie, same ginąc.
Gdy Eryk rozmyślał nad tą swoją Śmiercią, coraz bardziej było mu jej szkoda, żałował, że musi ją zostawić samą.
To była dobra Śmierć, jakiej życzyłby każdemu.
I wtedy przyszła mu do głowy pewna myśl. Pokiwał na Śmierć palcem, wołając ją do siebie. Podniosła się z kąta ociężale i niechętnie, podeszła do łóżka Króla Eryka i pochyliła się nad jego głową.
Posłuchaj – wyszeptał do niej Eryk. Moja wędrówka przez ten świat dobiega już końca. Byłem chyba dobrym królem, ale to ostatecznie osądzi historia. Dbałem o swój kraj i o jego mieszkańców. Rządziłem sprawiedliwie, chociaż zapewne nie wszyscy tak oceniali moje królowanie. Pozostawiłem po sobie wymurowane domy i zapisane książki. Mniej jest głodu i nieszczęścia. Tego nieszczęścia, którego wszyscy staramy się uniknąć, ale bez którego nie ma życia. Zostawiłem wspaniałą rodzinę, moje wnuki i wnuczki, które może wezmą ze mnie przykład i wyrosną na dzielnych i sprawiedliwych ludzi. Załatwiłem na tym świecie wszystkie moje sprawy oprócz jednej.
Pozostaję ze zmartwieniem o to, co się z tobą stanie, gdy już mnie nie będzie. Byłaś dla mnie dobrą Śmiercią, pozwoliłaś mi żyć tak długo, aż załatwię każdą sprawę, nie nękałaś mnie za często swoim natręctwem.
Gdy już na zawsze zamknę oczy polecam ci zaopiekować się moim prawnukiem, który niedługo się urodzi. I pamiętaj, masz dla niego być taką samą dobrą towarzyszką jaką byłaś dla mnie. A teraz żegnaj – wyszeptał Król Eryk.
I umarł.
A śmierć, która już nie była Śmiercią króla Eryka cichutko znikła.
Ona jedna, spośród wszystkich śmierci jedyna, miała nowe zadanie do wypełnienia.
A Horacy, jak zwykle leżący tam, gdzie się działo coś ważnego, zamruczał cicho:
Pozostawiłeś pomnik trwalszy niż ze spiżu.
Wiem, bom przecież żył z tobą, a będąc w pobliżu
Ciebie, wszystkiem twe czyny spisał lub spamiętał.
Wielkieś dzieła zostawił, wielka jest i święta
Pamięć w ludziach po tobie i twoje przesłanie.
Nie wszystek umrzesz, wiele z ciebie tu zostanie
Poza grobem. W następcach swoich wiecznie młody
Żył i wyrastał będziesz nad przyszłe narody.
Tak długo, aż się w Tybrze w krew nie zmieni woda,
Aż Rzym nad nim stał będzie; na hiszpańskich schodach
Będą twą chwałę głosić kraju twego sługi.
I popłynie wśród ludzi przez kraj, jak jest długi
I szeroki twa sława. Bo byłeś na dole
Lecz wszedłeś na wyżyny. Stąd wichry eole
Do Melpomeny ciebie zaniosą w niebiosy,
By wawrzynem delfickim zwieńczyła twe włosy
(Horacy Oda 30 – w mojej interpretacji)
https://truml.com