sam53


z wczorajszej modlitwy


zawsze przychodzisz ze słońcem
kiedy rankiem otwieram oczy
strząsasz zapach konwalii na poduszkę
rzucając się cieniem na pościeli

zostawiasz szept przy uchu
jakby najczulsze dzień dobry
dopiero budowało pomiędzy nami chemię

jakby deszcz pocałunków
tracił poczucie grawitacji
a nutka dźwięki aż po dostojeństwo ciszy

jakby wszystkie pieszczoty
zatrzymywały się na ułamek sekundy
zanim odnajdą w cieple ramion
właściwy punkt wspólnych przestrzeni

przychodzisz z drugiej strony świata
wpisana w przeznaczenie
jak niewystrugana do końca drewniana lalka w którą
trzeba tchnąć życie



https://truml.com


print