Lucy


2020-09-25


Tato

Takiego wesołka jak mój Ojciec nie znał nikt. Potrafił biec pół ulicy za porwaną przez wiatr gazetą.
Zbierać dziwne kamyki o różnych kształtach i chować do magicznej szuflady. Do szuflady tylko on miał klucz. Wieczorami z jego pokoju unosił się zapach farby. Chyba malował. Jako dziecko próbowałam podpatrywać przez dziurkę od klucza. Nic nie było widać. Palił jak smok. Tylko ściana dymu. Wyobrażałam sobie jego farby rozłożone na starym ręczniku i... kamyki przyniesione z lasu, wyciągnięte z ulicznego rynsztoka lub znalezione na plaży. Zawsze się uśmiechał i szturchał mnie łokciem kiedy coś przeskrobałam. Kiwał palcem ale później... i tak śmieliśmy się rubasznie. Kochał mnie taką jaką jestem. Ot cały mój Stary. Wałkoń i Trzpiot, dziecinny Dziwak. W najdziwaczniejszym przedmiocie odnajdywał duszę. Nadawał jej inny kolor. Te farby... Lubił mieszane kolory. Kiedyś stworzył dzieło sztuki z dawno zapomnianej starej pozytywki z lustrem. Mam ją. Ot tak. Na pamiątkę po szalonym, roztrzepanym, niesamowitym i najlepszym Tacie jakiego można mieć.
Mama jest surowa jak na silną babę przystało. Uśmiecha się, czasami karci ale jest. Pomaga mi zawsze.



https://truml.com


print