Marek Jastrząb


Zapiski o twórcach


 
Jerzy Putrament, towarzysz menda uważający się za literata, chwalił się, że co napisze, to od razu jest wspaniałe, a kto wie, czy nie wiekopomne. Toteż miotał swoimi rozkosznymi tekstami jak grafoman z językową cieczką.
A taki Lowry – cyzelował, dopieszczał każde zdanie, akapit, rozdział i nigdy nie był do końca zadowolony z tego, co napisał.
Pisał latami. Jego proza jak u Joyce‘a, ciągle była w toku, ciągle ulegała przeróbkom i dopasowaniu formy do treści.
Miał ze 20 wersji  jednego zdania. Poszczególne fragmenty  pierwszej spajał z najlepszymi fragmentami osiemnastej i powstawał majstersztyk.
*
Zastanawiam się, czy mógłby wieść swoje życie bez pieniędzy i czy jego twórczość (o ile by pisał; nie gigantyczne tomy, ale  fraszki, aforyzmy i  limeryki), z prozaicznego powodu braku miejsca w kanale ciepłowniczym, nie wyglądałaby marnie.
Czy gdyby był pozbawiony forsy  i żył, jak Raskolnikow przed zesłaniem, przykrywając się pokrywką od gara z mydlinami, miałby czas na subtelność, wrażliwość, na poszukiwanie straconej magdalenki, czy odwrotnie, nie byłby chorowitym włóczykijem szukającym byle noclegu?
A tak, miał czas na niezależność i mógł chorować w sposób komfortowy.
*
W młodzieniaszkowych czasach czytywałem do rozpuku. Obecnie, gdy znajduję się w wieku nagrobkowym, nie mogę katować się lekturami pochodzenia bzdetowego, a czynię to z uwagi na zdarty wzrok i nadmiar powielaczowej kiepszczyzny tekstów.
Dowolny mózg ma określoną pojemność, ignoruję więc  rewelacyjne gnioty ludzi samozwańczo ogłaszających się mędrcami i skupiam się na podczytywaniu mędrców prawdziwych, pisarzy zaświadczających swoim dorobkiem, że  nimi są.



https://truml.com


print