Miladora


Krótki tekst o...


– Może nie trzeba było… – mówi z westchnieniem siostra, płucząc ścierkę pod kranem. – Sądzisz, że jesteśmy zbyt wymagające? Za dużo oczekujemy?...
Rozkładam ręce.
   –  Tak, wiem – przyznaje. – To ja zaczęłam. Ale czasem trudno się oprzeć…
   – On wcale nie był najgorszy. Miał w sumie dobre intencje – wtrącam, patrząc na wyżymaną przez siostrę szmatę, która zostawia różowe smugi na emalii zlewu. – Może byś tak wzięła wiadro? – sugeruję z namysłem.
   – Nie chce mi się wody zmieniać – krnąbrnie oświadcza siostra, sięgając po następną ścierkę. – Zresztą zaraz to zmyję… Dobre intencje, mówisz? – podejmuje wątek. – Jakie dobre intencje? Przecież przylazł z tą walizą, żeby nam wcisnąć kolejne łachy.
   – Masz rację – potakuję – ale to żaden powód, by go tak traktować. Zwłaszcza że opuścił cenę…
   – I co z tego? Nie mam zamiaru mieć poczucia winy. – Siostra odwraca głowę, patrząc na mnie z niechęcią. – Zawsze ich bronisz, chociaż wiesz, jacy to ludzie. Wścibscy, nachalni i tyle mówią, że się w głowie kręci. Ten też próbował… A pamiętasz tych sekciarzy? Wzdycham, ale siostra nie ustępuje.
   – I nic z tego nie było, same problemy… – rzuca, dodając z przyganą: – Lepiej byś zamoczyła fartuchy, zamiast tak stać bezczynnie.
Odwracam się na pięcie.
 
   – Skończyłaś? – pytam po powrocie.
Siostra wyciera akurat ostatni nóż, ścierki już wiszą i tylko wiadra czekają na umycie.
   – Pospiesz się – mówię. – Mamy jeszcze sporo do…
W tym momencie słyszymy skrzypienie i drzwi kuchenne zaczynają się uchylać. Siostra podskakuje nerwowo.
   – Nie potrzebujecie pomocy, drogie panie? – W progu widać ciekawską gębę naszego sąsiada. – I jak? Gładko poszło? – Sąsiad obrzuca spojrzeniem kuchnię i suszące się szmaty.
Wzruszam ramionami.
   – Dobrze, że go załatwiłyście – stwierdza i spogląda znacząco na zestaw noży w stojaku.
Siostra chichocze.
   – Bo tak się panoszył, że sam miałem ochotę go stuknąć – dodaje i parska śmiechem. – Ale, ale, skoro już tu jestem, to mogę wam pomóc go przenieść.  
Patrzę na siostrę.
   – Świniaka – mówi sąsiad i rechocze.
   – Nie trzeba. – Kręcę głową. – Już poćwiartowany.
Sąsiad zawraca do drzwi. – Liczę na dobrą szynkę… – Mruży porozumiewawczo oko.
 
 
Dwie godziny później siedzimy jak zwykle przy oknie, popijając herbatę.
   – Myślisz, że mogłybyśmy już przymierzyć sukienki? – ożywia się siostra i odstawia filiżankę.



https://truml.com


print